Tadeusz Grabara był rodem z Sandomierza, tam ukończył liceum. Jednak losy rzuciły go potem do Olsztyna. W 1954 roku przyjechał do Stalowej Woli i na resztę życia związał się z Zakładowym Domem Kultury. Tadeusz Grabara do perfekcji doprowadził wyrób plansz, jakie informowały o wydarzeniach czy były robione dla ozdoby Domu Kultury. To były czasy, kiedy nikomu nie śniły się banery, wykonywane techniką cyfrową. Niezwykle dokładny, perfekcyjny, osiągnął mistrzostwo w ich wykonywaniu. Jednak - co niezwykłe, jak na dużej miary artystę, jakim był - nigdy nie malował obrazów. Nie wykonał ani jednego. Był także scenografem. Tu także błysnął talentem oraz smakiem i znawstwem sceny i teatru. Jego projekty scenografii były proste, to były niekiedy tylko kontury, zarysy budynków czy pomieszczeń, ale doskonale służyły sztuce. To były czasy, kiedy kierowany przez Józefa Żmudę teatr amatorski należał do jednych z najlepszych w kraju. A w czasach, kiedy nie było telewizji albo kiedy telewizja dopiero raczkowała, żywy teatr pełnił rolę niezwykłą. Stalowa Wola miała więc szczęście do wielkiego reżysera i scenografa. Według koncepcji Tadeusza Grabary powstały scenografie do takich sztuk wystawianych na deskach stalowowolskiego Domu Kultury, jak "Przyjaciel nadchodzi wieczorem” Jacquesa Companeeza i Ivana Noe, komedii "Szczeniaki” Rogera Ferdynanda, "Kolumbowie rocznik 20” Romana Bratnego, "Czapajew” - sztuce przełożonej na język polski z czeskiej wersji, "Śmierć Hamleta” Andrzeja Wydrzyńskiego, "Królewna Śnieżka” według braci Grimm. Tadeusz także występował w teatrze! Grał między innymi Zbigniewa w "Zemście” Aleksandra Fredry, występował w pierwszej wersji "Mazepy” Juliusza Słowackiego, w "Kolumbach”, śpiewał w "Porwaniu Sabinek” Juliana Tuwima, w "Zaczarowanym kole” Lucjana Rydla, "Achillesie i pannach” Artura Swinarskiego. Był także konferansjerem, jeździł z nami na koncerty - zapewnia Alojzy Szopa. Artyzm, i to dużej miary, osiągnął również jako fotograf. To jego autorstwa są najpiękniejsze czarno-białe fotosy teatralne, jakie do dziś wiszą w holu Miejskiego Domu Kultury. Kolejną wielką pasją Tadeusza była turystyka. Był najaktywniejszym członkiem Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego w Stalowej Woli. Potrafił na piechotę przejść wałem nad Sanem ze Stalowej Woli do Sandomierza. - Nie mógł się doczekać urlopu, żeby wyruszyć na wędrówki. Zmarł 12 stycznia, w wieku 85 lat. Należał do legendarnych postaci miasta. Dzięki niemu kultura w hutniczym grodzie miała wartość oszlifowanego diamentu.